Opowiadanie to powstało w skutek jednego z moich szalonych snów. Ponieważ brak mi systematyczności w pisaniu, postanowiłam, że publikacja tego mojej "twórczości" na blogu, pozwoli mi nabrać nieco systematyczności (chociaż tej pozornej) w rozwijaniu również tego "projektu", tak jak stało się z "Historią Niszy". Mam również nadzieję, że będzie to dla kogoś inspiracją lub zwyczajnym umileniem czasu ;)

środa, 22 maja 2013

1. Darmowa przejażdżka

Dzień jak co dzień. Park. Taszcząc za sobą kontener z brudnymi ubraniami, starała się znaleźć drogę powrotną do domu. Metalowa krawędź kontenera i dwa duże kółka pozwały ciągnąć go za sobą bez żadnego problemu. Niespodziewanie zobaczyła kobietę, z podobnym kontenerem i podeszła do niej. Chwila nudnej nic nie znaczącej rozmowy, jaką toczy się z nieznajomym
- Jadę do ośrodka zdrowia. - oświadczyła pełna radości
- To Twoje bagaże? Dość ciekawy sposób przewożenia ubrań... - Nisza uśmiechnęła się delikatnie
- Tak, nic innego nie będzie mi potrzebne.

Nisza nie do końca zrozumiała, co kobieta dokładnie miała na myśli, nie mniej jednak dotarły już do autobusu, gdzie miały się rozstać. Podeszła do okna, by ostatni raz pomachać nieznajomej, po czym dostrzegła grono swoich byłych znajomych. Natychmiast wskoczyła do autobusu i przebiegła całą jego długość, by usiąść tuż obok barczystego młodego człowieka.

- Młody?! Gośka?! Nie widzieliśmy się od gimnazjum, co tutaj robicie?? - te dwie osobistości zaskoczyły ją najmocniej. Oprócz nich, dostrzegła jeszcze kilka innych osób ze swojego dawnego otoczenia. Lekko przerażone twarze zaniepokoiły Ni, ale w tamtym momencie odrzuciła od siebie to uczucie. 

- Jesteście chorzy? Słyszałam, że to autobus do ośrodka zdrowia? 
- Nie, w zasadzie nie. Chcę się zmienić, by w końcu nie nazywano mnie kujonem... - odpowiedziała drobna dziewczynka o dziecinnej twarzyczce. 

Ni nie zauważyła jak kierowca pakuje jej kontener do bagaży i kiedy autobus ruszył, z przerażeniem podbiegła na przód pojazdu by poinformować, że nie jest pasażerem i musi wysiąść, że wsiadła porozmawiać tylko ze znajomymi, ale ten niemo patrzył w przestrzeń i tylko z lekkim uśmiechem pod nosem wymruczał:

- To już niczego nie zmieni słonko, skoro zostałaś oddelegowana, nic Cię już nie uchroni. Klamka zapadła.
- Ale gdzie oddelegowana, wsiadłam tutaj dobrowolnie, o czym Pan w ogóle mówi?!
- Cóż... Jeśli sama podjęłaś decyzję, tym bardziej nie masz już nic do gadania.
- Od kiedy my w ogóle jesteśmy „na Ty”??!!
Odpowiedział jej tylko delikatny uśmiech oraz cisza. Wróciła na tylne siedzenia i zapytała:

- Gdzie właściwie jest ten ośrodek? Muszę się jakoś wydostać z tego autobusu...
- Hm... ten pobyt jest darmowy. Nie pożałujesz. Może spróbuj – głos pochodził od jej dawnego przyjaciela, którego zauważyła dopiero teraz.

- Grzesiek, co Ty w ogóle opowiadasz?! Ja muszę wracać do domu!

Zapadła niezręczna cisza. Nisza usiadła zrezygnowana na jednym z foteli, by za kilka godzin obudzić się z rozczochranymi włosami i kawałkiem czekolady rozmazanym na twarzy. W autobusie nikogo już nie było.

Wysiadła ostrożnie, by zobaczyć, że jej ubrań nie ma już w autobusie. Rozejrzała się ostrożnie i uznała, że biorąc pod uwagę równinny teren, który ją otacza, należy zadzwonić do kogoś, żeby po nią przyjechał, musi być wiele kilometrów od domu czy chociażby od miasta. Ale najpierw musi znaleźć Grześka. Musi dowiedzieć się, gdzie w ogóle znajduje się ten ośrodek.

Nie zwróciła uwagi na brak tablicy informacyjnej gdzie się znajduje, numerka czy jakiejkolwiek innej informacji na temat ośrodka zdrowia, do którego rzekomo zmierzał autobus. Weszła przez ogromną bramę na podwórze. Długi betonowy podjazd pochylony pod kątem ku garażowi wyglądał nieco ubogo w stosunku do ogromnego budynku stojącego dumnie obok betonowej ścieżki. Teren wyglądał na opustoszały, zeszła więc podjazdem w dół, ku garażowi. W środku zauważyła kilka pojemników na śmieci wśród których ujrzała również swój. Kiedy już dotykała krawędzi poręczy swojej własności, usłyszała rozmowę z oddali. Ukrywszy się pomiędzy kontenerami, zamarła by podsłuchać rozmowę nadchodzących mężczyzn. Miała nadzieję chociażby na skrawek informacji, który pomógł by jej wrócić do domu.

- Wiesz, to bardzo ciekawa grupa. Takiej jeszcze tutaj nie miałem. Każde z nich jest wyjątkowe. Każdy ma inne potrzeby, które my – możemy zaspokoić. Co więcej, widzę wśród nich materiał na rezydentów. Sam przecież wiesz, że nie każdy się nadaje...

- Mam tego świadomość proszę Pana, ale... Jedna rzecz mnie niepokoi – był to głos kierowcy autobusu – do autobusu wsiadła dziewczyna, która najwyraźniej nie do końca była świadoma tego, po co tutaj jedzie. Twierdziła, że to pomyłka... Co więcej, nie widziałem jej po przyjeździe. Nie wiem czy nie uciekła. 
- Jacku... Tyle lat wozisz te biedne dzieciaki, jeszcze się nie nauczyłeś jak wielką potęgę ma strach przed nieznanym? Nie mniej, musimy znaleźć tę dziewczynę. Nie chcemy tutaj żadnej sensacji.

3 komentarze:

  1. Eee, ale o „so” chodzi? Ciekawie napisane, ale jedyna myśl, jaka mi się kołacze po przeczytaniu, to: zmień dilera, Nisza. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, dopiero teraz doczytałam, że to sen :O

      Usuń
    2. Początek tego opowiadania był wyłącznie snem, a potem to już tylko kwestie dilera :P :P Ale w miarę publikowania, napiszę od kiedy przestało być to snem :D

      Swoją drogą, byłam ciekawa co powiesz :D

      Usuń